Cześć! Wiem, że nie dla każdego z Was nadchodzący czas wiąże się z wielkim świętowaniem ze względu na nasze różne przekonania religijne. Sądzę jednak, że większość z nas, mieszkających na tej szerokości geograficznej ma do czynienia ze Świętami Bożego Narodzenia. Jedni z powodu wiary, inni z przywiązania do tradycji. Tak czy siak jest to pretekst do tego, żeby usiąść wspólnie przy stole, pobyć chwilę ze sobą i pobiesiadować.
Tradycja ta pociąga za sobą jednak nieodłączny kult „wielkiego żarcia”, który, mam wrażenie, przeszkadza skupić się na prawdziwym sensie przeżywania tego czasu. I zupełnie nie chcę definiować co to przeżywanie ma dla kogo znaczyć. Jednak wiem na pewno, że to nie to samo, co przeżuwanie. Choć na pierwszy rzut oka różnica jest niewielka. Kultywujemy to „wielkie żarcie” zarówno my – goście czekając z utęsknieniem na tony pierogów i makowca, którymi będziemy mogli w końcu się opchać bez wyrzutów sumienia, jak i my – gospodynie, które już na początku grudnia zamieniamy się w planistów produkcji, żeby do 24.12. wypuścić na rynek gary bigosu, misy uszek i blachy sernika. Ja nie mówię, że ja nie lubię jeść tych rzeczy. Ba, nie mówię nawet, że nie zdarza mi się obeżreć jak nie powiem co. Jednak ten napięty harmonogram wymiany talerzy na czyste i nieustające propozycje dokładki wywołują u mnie więcej stresu niż przyjemności. Wiem, z czego wynika historycznie nasze zachowanie „zastaw się, a postaw się”. Rozumiem, że w naszej kulturze wypada odmawiać, dlatego propozycje się ponawia po stokroć. Zauważyłam, że mnie samej takie zachowanie weszło już w krew i to przeraża mnie najbardziej. Dlatego postanowiłam przestać. Stop perfekcyjnym paniom domu, stop nadgorliwym gospodyniom, stop jedzeniu na czas i na akord. Niech karp króluje na jednym stole z karpatką i brudnymi talerzami, a nutą przewodnią niechaj będzie śmiech przy oglądaniu zdjęć, a nie szczęk sztućców mytych w zlewozmywaku.
Wiem, że zapasów „poświątecznych” nie uniknę, zatem postanowiłam opróżnić szafki pełne puszek tuńczyka i słoików z oliwkami oraz zamrażarkę z głęboko uśpionego dorsza. Jednocześnie pozostając w nastroju odpuszczam sobie w tym tygodniu wyrafinowane gotowanie. Niech rządzi szybkość i prostota. Oto, gdzie poniosła mnie fantazja w tym tygodniu
Ryba nie po grecku. Dorsz na marchewce.
Leniwa ryba. Sałatka z tuńczykiem.
Poniżej lista zakupów. Uwijajcie się z nimi, bo już nie mogę się doczekać wspólnego gotowania!
Cotygodniowa lista zakupów na LunchBoxy dla 2 osób
- płatki owsiane górskie
- mleko migdałowe w kartonie 1 l
- konfitura z jagód
- 2 banany
- 2 pomarańcze
- woda mineralna niegazowana
- 475 g filetów z dorsza mrożonych
- 3 średnie marchewki
- oliwa z oliwek
- sól, cukier, pieprz
- 2 croissanty
- miód
- płatki ryżowe
- 4 mandarynki
- nasiona chia
- 120 g makaronu razowego penne
- 120 g tuńczyka z puszki w zalewie
- 100 g sera typu bałkańskiego
- słoik czarnych oliwek
- 1 mały jogurt naturalny
- 1/4 avocado
- miód
Powodzenia!
Brak komentarzy