Łosoś na parze w sosie śmietanowym z kaparami i grana padano

Ten wpis nie spodoba się Waszym dietetykom, trenerom personalnym ani kardiologom. I niech tytuł Was nie zmyli. Para nie jest po to, żeby było lżej. Po prostu nie lubię zapachu smażonego łososia w kuchni. Sos śmietanowy rządzi po raz kolejny.

Muszę przyznać, że w tym roku nie jestem jakoś strasznie przejedzona po Świętach. A już w szczególności nie mogę powiedzieć, żebym miała dość ryb. Dlatego też pomyślałam dziś o łososiu. Dawno nie było go na tapecie. Faktycznie nie przepadam za bardzo za zapachem smażenia tej ryby. Mam wrażenie, że później kuchnia przesiąka nim na kilka dni. A gdy masz kuchnię, która jest jednocześnie salonem, a w tym salonie zaś stałą dekorację w postaci suszarki z praniem, to żyć się odechciewa po takim obiedzie. Szukam więc zawsze jakichś alternatywnych sposobów na jego obróbkę.

Kiedyś byłam wielką fanką gotowania na parze. Odkryłam, że warzywa mają zupełnie inny smak, gdy nie wypłukujemy ich wodą. Dzięki temu natomiast, że smak składników jest bardziej intensywny, nie musimy wszystkiego zasypywać solą. Świetne to były czasy. No właśnie – były. Moja nirvana skończyła się jednak z chwilą, gdy… spaliłam garnek do gotowania na parze. Tak jest! Nawet kuchenką indukcyjną można podpalić swoją kuchnię. Szczególnie, gdy odłoży się na włączony palnik odcedzone, a wcześniej bosko uparowane ziemniaki, przykryte ręcznikiem papierowym, co by nie przesiąkły mięsem z drugiego piętra. Długa i chaotyczna historia, Kochani. Nie będę się nad nią tu rozwodzić, ale wiedzcie, że nie wszystko zawsze wygląda tak pięknie, jak na tych zdjęciach. Wracając jednak do „tu i teraz” lekarstwem na rozłąkę z parowaniem spowodowaną, co by tu nie mówić, delikatną traumą, okazały się promocje w Lidlu. Można było podczas nich nabyć sprytny metalowy wkład do garnka, właśnie do gotowania na parze. Postanowiłam się przełamać i wykorzystać tę promocję do swojego uleczenia. Udało się!

Napiszę jeszcze trzy słowa o kaparach, bo wiem, że nie wszyscy je lubią. Ja też kiedyś ich nie znosiłam. Nie rozumiałam w ogóle, co one mają wnosić do dania. Ten swój kwaśno-słony smak i strukturę rozmokniętej papierowej kulki? W końcu coś jednak zaiskrzyło, podobnie jak z oliwkami, że jest to idealny malutki dodatek, który powoduje, że dania nie są mdłe. W takich daniach, jak to, sprawdzają się idealnie. Jeśli nadal Was nie przekonałam, to polecam dodać do sosu chociaż odrobinę startej skórki cytryny, żeby rozchmurzyć ten, powiedzmy sobie szczerze, ciężki sos. Dodatkowo jeszcze mała podpowiedź odnośnie samego lunchboxa. Sos zaraz po ugotowaniu prawdopodobnie nie będzie zbyt gęsty. Pamiętajcie jednak, że w połączeniu z makaronem może trochę zmniejszyć objętość i zgęstnieć. Ja zwykle pakuję pudełko, gdy wszystkie składniki są już zimne, żeby makaron „nie wciągnął” całego sosu. Smacznego!

Wydrukuj przepis

Łosoś na parze w sosie śmietanowym z kaparami i grana padano

Czas przygotowania

5 min

Czas gotowania

20 min

Porcje

Składniki

• 200 g makaronu tagliatelle rigate
• 200 g łososia
• 25 g masła
• 200 g śmietany 18%
• 6 łyżek startego sera grana padano
• 2 łyżeczki kaparów w zalewie

Czas przygotowania 5 min Czas gotowania 20 min Porcje Składniki 200 g makaronu tagliatelle rigate 200 g łososia 25 g masła 200 g śmietany 18% 6 łyżek startego sera grana padano 2 łyżeczki kaparów w zalewie

Sposób przygotowania

1. Makaron gotuję zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
2. Łososia kroję w kawałki i gotuję na parze ok. 10 minut od momentu zawrzenia. Można delikatnie oprószyć go solą.
3. Masło roztapiam na rozgrzanej patelni.
4. Dodaję do niego śmietanę i grana padano.
5. Dodaję szczyptę soli i świeżo mielonego pieprzu.
6. Zagotowuję sos i gotuję go jeszcze ok 5 min mieszając.
7. Gdy sos jest gotowy, dodaję kapary.
8. Wszystkie składniki łączę w lunchboxie, gdy są już zimne.