Przypomniałam sobie o tej sałatce ostatnio, gdy zaprosiłam do siebie jedną z ulubieńszych koleżanek. Muszę przyznać, że dawno już tego nie robiłam z braku czasu. I szkoda mi tego strasznie, bo ja w sumie uwielbiam mieć gości. Zwykle w tym naszym szale życiowym, to ja organizuję i zapraszam, a to M. jest później podwykonawcą moich nieprzemyślanych czasowo pomysłów oraz sous chef’em ostatniego kilometra kulinarnego maratonu, jaki na nas sprowadzam. Tak czy siak chyba całkiem zgrany z nas zespół, bo zwykle dowozimy zarówno mniejsze jak i większe imprezki do końca, jedną nogą upychając bezdomne rzeczy za drzwiami sypialni, a drugą otwierając piekarnik. Goście zwykle zjadają wszystko do końca i wychodzą zadowoleni. Przyczyny mogą być dwie: albo są dobrze wychowani albo serwowany przez nas alkohol równoważy niedociągnięcia w kuchni. Jak jest naprawdę, musielibyście zapytać ich. Zakładam jednak, że skoro wracają, to nie może być źle.
No więc sałatkę zrobiłam podczas kameralnego babskiego wieczoru z białym winem i soulową muzyką w tle. O przepisie przypomniałam sobie patrząc na przejrzałe gruszki uśmiechające się do mnie z ociekającego ich sokiem koszyka. Jej smak jest słodko-słony. Zapach świeży. Struktura zaś bardzo lekka.
I taka też była nasza rozmowa. O delikatnie już przejrzałych rzeczach. Słodka, bo można było w końcu się rozluźnić. Słona, bo trochę kłuła w język i wyostrzała zmysły. Świeża i lekka, bo uświadomiłyśmy sobie kilka rzeczy bez większego żalu.
Główny wniosek wielce odkrywczy nie jest, jak i nie jest bardzo nowatorski przepis tej sałatki. I jedno i drugie warto jednak od czasu do czasu sobie przypomnieć. A chodzi o to, żeby cały czas iść do przodu i nie zostawać w tym samym miejscu. Nie uzależniać się od jednego sposobu myślenia. Nie być zapatrzonym w jeden autorytet. Nie odbierać sobie prawa do rozwoju. Nie dać się szantażować lojalnością. Bo dużo więcej jesteśmy w stanie dać doświadczeni. Obeznani ze światem. Różnorodni. Jeśli ktoś twierdzi, że to wada, to należy sobie postawić pytanie, dlaczego się tego tak boi?
Tym razem sałatka pozwoliła nam rozwiązać problemy pierwszego świata przy wieczornej rozmowie. Innym uspokoiła mój szalejący głód w porze lunchu. Na obie okazje nadaje się wyśmienicie. Sprawdźcie sami! Przepis znajdziecie pod zdjęciami.
Czas przygotowania | 15 min |
Czas gotowania | 8 min |
Porcje |
|
- 60 g roszponki
- 1 gruszka
- 1/2 ogórka wężowego
- 125 g koziego sera
- 250 g piersi z kurczaka
- 2 garści łuskanych orzechów włoskich
- 4 łyżki musztardy sarepskiej
- 4 łyżki miodu
- 8 łyżek oliwy z oliwek
Składniki
sałatka
dressing
|
|
- Wszystkie składniki mieszam ze sobą do uzyskania gładkiej konsystencji.
- Dzielę na dwie części.
- Kurczaka kroję na małe kawałki i marynuję przez chwilę w połowie dressingu.
- Na rozgrzanej patelni podsmażam kawałki w musztardowym dressingu przez ok. 8 minut.
- Ogórka myję i osuszam, kroję w półksiężyce.
- Ser kozi kroję na małe plastry.
- Orzechy łuskam i siekam na mniejsze kawałki.
- Gruszkę opłukuję, osuszam, obieram ze skórki. Kroję w małe kawałki, podobne wielkością do kawałków sera.
- Na talerz lub do pojemnika wykładam kolejno roszponkę, ogórka, gruszkę, ser kozi i kurczaka.
- Drugą połową dressingu polewam sałatkę dopiero na chwilę przed zjedzeniem.
Brak komentarzy