Cześć! Tak jak pisałam w ostatnim poście, czas strasznie przyspieszył. Obowiązków się namnożyło. Naprawdę nabrałam tempa. Dobrze to i źle jednocześnie. Lubię gdy coś się dzieje, ale nie lubię nie mieć czasu dla innych i dla siebie samej. Widzę to tym wyraźniej, że przez kilka zimowych miesięcy zwolniłam na dobre i była to zupełnie świadoma decyzja. Długo nie wytrzymałam, ale sądzę, że dobrze wykorzystałam ten czas, żeby poukładać sobie kilka rzeczy. Teraz pomału wracam do starych obowiązków próbując pogodzić je z nowymi. Nie wszystko da się w życiu zaplanować i czasami propozycje nie do odrzucenia spadają w najmniej dogodnym momencie, więc na chwilę obecną wszystko to wygląda jak totalny armagedon. Nie zdążyłam jeszcze nawet rozpisać porządnie kalendarza na 2017. W głowie jednak mam plan, a w sercu misję i to jest najważniejsze!
W końcu. Przez długi czas nie mogłam jej w sobie odnaleźć. Wypalenie pracą i innymi rzeczami powodowało, że coraz mniej mi się chciało cokolwiek. Jednocześnie zmęczenie powodowało, że nie miałam siły stawiać przed sobą konkretnych dalekosiężnych celów. Pomyślałam więc, że jeśli zrobię sobie przerwę, to mi się zachce. Nie zadziałało. Było jeszcze gorzej. OK. Miałam czas na przemyślenia i tak jak piszę, sądzę, że akurat to mi wyszło na dobre. Jednak brak ludzi i deadlinów wpłynął na mnie baaardzo rozleniwiająco i depresyjnie. Uświadomienie sobie tego, to jeden z tych pozytywnych wniosków właśnie. Z tego, co wiem, to nie jestem sama. Nie będę tu przytaczać nudnych badań, ale wiele z tych magicznych publikacji dotyczących samorozwoju trzyma się podobnego stanowiska. Człowiek jako zwierzę stadne potrzebuje innych ludzi, a jako istota rozwinięta intelektualnie – celu. Niby nic nowego, a jednak dobrze to sobie od czasu do czasu dobitnie uświadomić. Ja to wręcz odczuwam fizycznie, że mam więcej energii, jeśli wokół mnie są ludzie. Po pierwsze dlatego, że po prostu chodzą, mówią i trzaskają drzwiami, a w następnej kolejności, że można z nimi o czymś ciekawym porozmawiać i to inspiruje do działania. Jednak jeszcze ważniejsze jest chyba posiadanie wspomnianego celu. I dobrze, żeby był to cel jednocześnie widoczny i namacalny, ale jednak w oddalonej perspektywie. Żeby się dało go podzielić na kroki, które będziemy realizować każdego dnia. Żeby było po co wstawać co rano z łóżka. I żeby koniec końców przeżyć to życie, a nie je przeleżeć na kanapie. Tak naprawdę nie chodzi mi tutaj o zdobywanie świata, ale o coś, co na końcu da nam satysfakcję lub co jest czystą przyjemnością z pokonywania drogi. Każdy z nas może coś takiego znaleźć. Nieważne, czy to będzie urządzanie pokoju w oczekiwaniu na dziecko, czy planowanie ekscytujących wakacji, czy chodzenie na siłkę. Po prostu rób coś! Korzystaj z życia i bądź z niego zadowolony!
Ja w każdym razie robię coś i jestem zadowolona. W tym tygodniu na przykład robiłam dużo fajnych rzeczy z płatków orkiszowych, owocu granatu i kalafiora. Efekty możecie pooglądać w poniższych wpisach, a jeśli mielibyście ochotę z nich pogotować to poniżej również lista zakupów.
Zimowe ostatki czyli białe warzywa i błysk granatu
Kalafior pod przykrywką i deserowa kasza manna
Cotygodniowa lista zakupów na lunchboxy dla 2 osób
- płatki orkiszowe
- daktyle
- orzechy włoskie
- 3 małe jogurty naturalne
- ziarna sezamu
- miód
- 1 lub 2 owoce granatu (w zależności, jak bardzo go kochacie)
- 2 małe serki homogenizowane
- wiórki kokosowe
- kasza manna
- cytryna
- 1 kalafior
- 1 ziemniak
- 1 korzeń pietruszki
- płatki jaglane błyskawiczne
- olej rzepakowy
- kawałek ostrej kiełbasy (np chorizo)
- ser gorgonzola
- 2 jajka
- mąka tortowa
- śmietana 18%
- natka pietruszki
1 Komentarz
Aleksandra | Wild Rocks
2017-03-09 at 20:14Super że rozpisałaś sobie swój cel na małe kroczki – to najlepszy sposób żeby zacząć realizować nasze cele. teraz nic tylko robić 😉